Prawie jak w Tyrolu

Epizody z walk na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej w 1914 roku

Wojenna karuzela

Jesienią 1914 roku na froncie wschodnim sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Przewagę uzyskiwały raz państwa centralne, a raz carska Rosja. W sierpniu Austriacy wkroczyli do Królestwa Polskiego, a już we wrześniu stracili Lwów i ewakuowali się z Galicji Wschodniej. W październiku podjęli następną ofensywę w Królestwie Polskim. Dotarli nad środkową Wisłę. Podczas gdy żołnierze wielonarodowej monarchii habsburskiej wespół z polskimi legionistami walczyli na przedpolach Twierdzy Dęblin, ich niemieccy sojusznicy bili się pod Warszawą. Jednak i tym razem rosyjska kontrofensywa wytrąciła inicjatywę sprzymierzonym. Nowe rosyjskie dywizje rozpoczęły błyskawiczny marsz na zachód, niemal depcząc po piętach ostatnim maruderom z armii austro-węgierskiej. Jednym z oddziałów, który osłaniał rejteradę, był 1. pułk Legionów. Jego dowódca, Józef Piłsudski, narzekał w swoich wspomnieniach na niepotrzebny pośpiech oraz – co ciekawe – stosunki z austriackimi przełożonymi. Szczególnie źle wspominał Czechów:

Z tymi było najgorzej! Ci wszędzie i zawsze pokazać chcą swą władzę, swe uprzywilejowane stanowisko jako armii stałej w porównaniu z jakąś „bandą”.

Nie lepiej jednak oceniał zachowanie żołnierzy I Korpusu Krakowskiego, w skład którego wchodziło wielu Polaków. Niedocenieni Legioniści mieli za kilka tygodni ponownie pokazać swoim austriackim przełożonym, na co ich stać!

Żołnierze austrowęgierscy na stanowisku w okolicach Bydlina na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej; Österreichischen Nationalbibliothek, www.bildarchivaustria.at

Żołnierze austrowęgierscy na stanowisku w okolicach Bydlina na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej; Österreichischen Nationalbibliothek, www.bildarchivaustria.at

Rosyjski walec parowy

Na przełomie października i listopada przez świętokrzyskie przetaczał się rosyjski walec parowy (tak jesienną ofensywę armii rosyjskiej nazywali współcześni). Jego celem był pruski Śląsk, stanowiący gospodarcze zaplecze walczących armii. Na szczęście dla państw centralnych na drodze żołnierzy rosyjskich stała jeszcze Twierdza Kraków oraz zlekceważona przez carskich sztabowców przeszkoda naturalna, jaką była Jura Krakowsko-Częstochowska. Nie bez powodu już w średniowieczu ówcześni władcy właśnie tu lokowali swoje zamki i posterunki obserwacyjne. Skalne ostańce, rozpadliny oraz jary stanowią bowiem naturalny mur ciągnący się na przestrzeni ponad 100 kilometrów.

Szczęście sprzyjało jednak w tych dniach Austriakom. Rosjanie chwilowo stracili siły do pościgu i na początku listopada na kilka dni wstrzymali swój marsz na zachód. Ten czas pozwolił nie tylko umocnić się na linii Kraków–Częstochowa – obsadzić wszelkie wzniesienia i ufortyfikować przedpola – ale także dały czas Piłsudskiemu na słynny odskok na Kraków, który potem tak barwnie opisał we wspomnieniach Moje pierwsze boje. W ciągu kilkudziesięciu godzin wykonał marsz na południe, przypominający ucieczkę zwężającym się korytarzem – pomiędzy zbliżającymi się do siebie armiami austriacką i rosyjską.

Późniejszy marszałek Polski tak opisywał mijane miejsca:

Oryginalnym jest wygląd takiego „neutralno-korytarzowego” miasteczka, jedni panowie już wyszli, drudzy jeszcze nie nadeszli. I biedni „neutraliści” rachują swe grzechy przed nowym panem, grzechy, które były zasługami przed tym, co już odszedł.

Sytuacja mimo wszystko była poważna. 10 listopada austriackie naczelne dowództwo ewakuowało się z Nowego Sącza do Cieszyna.

Bitwa

Walki na terenie Jury rozpoczęły się w połowie listopada.

Natarcie nasze nastąpiło 16-go listopada. Wróg zajął dobre stanowisko na skalistych wzgórzach, oplótł się kolczastym drutem, wykopał szachownicę wilczych dołów, najeżył dojście zawałami drzewnemi, założył nawet fugasy [miny]

– notował w swoich wspomnieniach Eugeniusz de Henning-Michaelis – polski dowódca 2. brygady z 18. dywizji piechoty armii Imperium Rosyjskiego. Faktycznie, walki na tym terenie były dla żołnierzy niezwykle trudne i wyczerpujące. Porównać je można do zmagań, jakie od 1915 roku toczyły się w Alpach i Dolomitach pomiędzy Austriakami a Włochami.

By uzmysłowić Czytelnikowi potęgę owego walca parowego, trzeba odwołać się do liczb. Rosjanie dysponowali wówczas 10 armiami, z czego aż 6 działało na odcinku obrony austriackiej. Dwie z nich – 4. oraz 9. – maszerowały w kierunku Jury, pozostałe operowały w Galicji. Łącznie były to 23 dywizje piechoty i 4 dywizje kawalerii. Siły austriackie i wspierające je dywizje niemieckie liczyły tylko około 14 dywizji piechoty i 4 dywizji kawalerii. Zaznaczyć należy, że dywizje rosyjskie już na stopie pokojowej były liczniejsze, co po uwzględnieniu strat w wycofujących się oddziałach austriackich i niemieckich dodatkowo zwiększy przewagę Rosjan. Nie bez znaczenia były również morale, a te bez wątpienia były wyższe po stronie atakujących.

Nie sposób omówić w tym miejscu szczegółowo przebiegu działań na Jurze. Przytoczone poniżej przykłady powinny jednak rzucić światło na trudy walki w krajobrazie wyżynnym, przeciw doskonale zakamuflowanemu i umocnionemu przeciwnikowi, które dodatkowo toczyły się już w bardzo niesprzyjających warunkach atmosferycznych.

Obrońcy wykorzystywali naturalne obiekty, które zapewniały ochronę przed ogniem wroga. Ceniono szczególnie skalne ostańce, które fortyfikowano niczym średniowieczne orle gniazda. Przykładem może być pasmo Skał Rzędkowickich znajdujące się kilka kilometrów na północny zachód od Pilicy. Również Rosjanie starali się korzystać z walorów krajobrazu. Wysokie skały pełniły także funkcje punktów obserwacyjnych. Jeden z walczących Rosjan wspomina:

Zniszczono część 9. Roty [71 Bielewskiego Pułku Piechoty – Ł.W.] zajmującej szczyt zwany przez nas orlim gniazdem, na którym przeciwnik skupił swoją uwagę jako na naszym punkcie obserwacyjnym.

Walki na Jurze nie oszczędziły także zabytków. Dla celów wojskowych, w tym również obserwacyjnych, wykorzystywane były zamki w Ogrodzieńcu oraz Smoleniu. Ten ostatni został włączony do rosyjskiej linii bojowej, która została sforsowana przez austriacką 12. dywizję piechoty dopiero 26 listopada 1914 roku. Ponadto właśnie ten zamek stał się tłem do portretu dowódcy austriackiego I Korpusu gen. Karla von Kirchbacha. Autorem portretu, a zarazem adiutantem wspomnianego dowódcy był Wojciech Kossak, który w swoich wspomnieniach opisywał wojenne zniszczenia zamku:

W olkuskiem widziałem ruiny Ogrodzieńca i Rabsztyna w błyskach granatów rozwalających odwieczne baszty i mury.

Ruiny zamku w Ojcowie, którego nie oszczedziły rosyjskie pociski; Österreichischen Nationalbibliothek, www.bildarchivaustria.at

Ruiny zamku w Ojcowie, którego nie oszczedziły rosyjskie pociski; Österreichischen Nationalbibliothek, www.bildarchivaustria.at

Podczas prac renowacyjnych na zamku w Ojcowie odkryto ślady szrapneli w remontowanym poszyciu dachu. Natomiast zamek w Pilicy był obiektem ostrzału zarówno jednej, jak i drugiej strony. Eugeniusz de Henning-Michaelis wspominał:

Ku wielkiemu zdziwieniu otrzymałem tu list od znajomego inżyniera, p. Arkuszewskiego, zapraszający mnie do jego zamku, który przylegał do miasteczka. Skorzystałem więc z pewnego uspokojenia na froncie i pod wieczór pojechałem z wizytą; zastałem w zamku oprócz gospodarza panią domu i trochę młodzieży. Kolację jedliśmy w obszernych podziemiach, dokąd się pp. Arkuszewscy, wobec kanonady artyleryjskiej, przenieśli. (…)

Walka ogniowa trwała kilka godzin, Austriacy, wstrzymani naszym ogniem, nie zdołali dokonać ataku; zamek jednak znalazł się w tak zwanym przez Anglików no man’s landzie, tj. strefie położonej pomiędzy walczącymi, niszczonej zatem przez obydwie strony. Współczując niedoli pp. Arkuszewskich, kazałem na razie oszczędzać możliwie zamek od obstrzału artyleryjskiego, ale warunki mogły się z łatwością w toku walki zmienić; posłałem więc tam adiutanta z radą, by mieszkańcy nie wychodzili z podziemi. Oficer zastał panią na podwórzu, gdzie zapędzała pod dach indyki, zwrócił się więc do niej z uprzedzeniem, wskazując na dwa pękające nad zamkiem szrapnele. Inżynierowa kazała mi podziękować za radę, a na zakończenie dodała: – Niech generał robi, co do niego należy, a ja będę robiła swoje, bo mi pomordują indyki – i wróciła do swego zajęcia.

Badania archeologiczne dowodzą, że funkcję militarną pełniło także stanowisko na wysuniętej półce w obrębie Skał nad Trzaską, leżących naprzeciwko ojcowskiego zamku. Co ważne, stanowisko to flankowałoby zachodni wylot Drewnianej Drogi, czyli szlaku prowadzącego ze Skały do Ojcowa, który Austriacy wyłożyli drewnianymi balami w celu usprawnienia transportu dział.

Samo miasteczko Skała znalazło się na osi natarcia rosyjskiego Korpusu Gwardii. Wybrano je nieprzypadkowo, gdyż dokładnie w tym miejscu stykały się dwie austro-węgierskie armie – od północy przylegała 1. Armia Wiktora Dankla, a od południa 4. Armia arcyksięcia Józefa Ferdynanda. Rejon, w którym krzyżują się kompetencje dowódców podległym różnym armiom, zawsze jest trudny do obrony.

Podczas walk na Jurze dużą role odegrali również Polacy. Liczebnie dominowali oni w zachodniogalicyjskich pułkach piechoty, które stanowiły trzon między innymi wspomnianego już I Korpusu Krakowskiego. W okolicach Wolbromia walczył 13. pułk piechoty, zwany wówczas, przez wzgląd na pochodzenie większości jego żołnierzy, „Krakowskimi Dziećmi”. Weteran tych walk, Ernest Giżejewski, tak opisał jeden z epizodów bitwy pod pobliskimi Gołaczewami:

Jeden oddział IV baonu podnosi się z ziemi tuż przed nieprzyjacielem, maszeruje wprost na niego, nagle robi w tył zwrot – jak na ćwiczeniach – okrężnym pochodem idzie w oczach Moskali na ich prawe skrzydło i z całą gwałtownością uderza szturmem z flanki na ogłupiałych tym widokiem Moskali. Z okrzykiem „Staszki” zmiatają z rowów Moskale, jak opętani, a ci, co nie mogli na czas się wydobyć ze swych nor, legli na pobojowisku. Cel był osiągnięty. Centrum rosyjskie zgniecione kolbami Trzynastaków.

Pamiątką tych bojów są nekropolie wojenne. Jedną z nich jest cmentarz w Jangrocie. Znajduje się on na Szlaku Frontu Wschodniego I Wojny Światowej w Małopolsce. Spoczywa na nim ponad 2500 ofiar tych jesiennych walk.

Ilustracja z książki Emila Kwaśnego "Krakowskie Dzieci. 13-ty Pułk na Polu Chwały"

Ilustracja z książki Emila Kwaśnego “Krakowskie Dzieci. 13-ty Pułk na Polu Chwały”

Najsłynniejszą bitwą stoczoną przez Polaków na Jurze Krakowsko-Częstochowską jest jednak niewątpliwie bitwa pod Krzywopłotami. W dniach 17–18 listopada 1914 roku legioniści z 4. i 6. batalionu 1. pułku Legionów powstrzymali rosyjskie natarcie i przyczynili się do zatrzymania wspomnianego walca parowego. Polegli wiarusi spoczywają na cmentarzu w Bydlinie. Wśród nich jest Stanisław Paderewski, przyrodni brat Ignacego.

Ostatecznie napór wojsk rosyjskich został zatrzymany. Buńczuczne przepowiednie Rosjan o zajęciu Krakowa okazały się mrzonką. Dzięki zakończonemu sukcesem uderzeniu wojsk austriacko-niemieckich w Galicji na południowy wschód od Krakowa, Rosjanie poważnie odsłonili swoją lewą flankę. W tej sytuacji w grudniu poddani Mikołaja II odstąpili od Twierdzy i porzucili plany o sforsowaniu Jury, po czym wycofali się na linię Nidy.

Pochówek żołnierza armii rosyjskiej nieopodal Wolbromia; Österreichischen Nationalbibliothek, www.bildarchivaustria.at

Pochówek żołnierza armii rosyjskiej nieopodal Wolbromia; Österreichischen Nationalbibliothek, www.bildarchivaustria.at

***

Jeśli ktoś chciałby się przekonać, w jak trudnych warunkach przyszło walczyć tysiącom żołnierzy na Jurze, powinien wyruszyć na Szlak Frontu Wschodniego I Wojny Światowej w Małopolsce; odwiedzić Klucze, Krzywopłoty, Bydlin czy Jangrot, by na własnej skórze przekonać się, ile wysiłku trzeba włożyć w zwykły marsz z miejsca na miejsce w tym rejonie… Jesienna aura powoduje, że miejsca te prezentują się wyjątkowo pięknie.

Zachęcam również do odwiedzenia naszej galerii, w której znajdują się fotografie i ilustracje przedstawiające frontowy krajobraz, w  którym przyszło mierzyć się armiom 99 lat temu.

Łukasz Wrona